Tak, byliśmy u Szanownej Pani Architekt (SZPA - nie wiem czy ma coś wspólnego ze SPA, ale działała bynajmniej "niekojąco na nerwy"). To był czerwiec. Tak nam strzeliło, uzbieraliśmy trochę kaski i zamieniliśmy na paski... Nie, to reklama taka była. Zamieniliśmy na wizytę w SZPA :)
SZPA reklamowała się wszędzie, jak okiem rzucić. Byliśmy najpierw krótko w jednym biurze, pokazaliśmy "domy z wizją" (przepraszam za reklamę, ale na prawdę są świetne), ale nas odprawiono, "bo my tu tylko tradycyjne, kolumienki, dworki, portaliki itp". No więc została nam SZPA. Prawdę mówiąc nie wysilaliśmy się zbytnio z szukaniem kogoś innego, a czas naglił. Byliśmy akurat na miejscu przez około 3 tygodnie, więc trzeba to było jakoś wykorzystać. SZPA nie zastaliśmy w biurze, wpadliśmy z nienacka, jak to my zwykle czynć zwykliśmy, a pani asystentka przyznała skromnie, że myślała, co ją to jakie nahalne sprzedawcy nachodzą, albo inne dziady. A to my właśnie. Tak o, z niezapowiedzianą wizytą.
Przedstawiliśmy po krótce o co nam chodzi, z teczką pełną gazetek z projektami, że to chcemy, to chcemy, to chcemy, a tego absolutnie nie. A działka nietypowa. Jak na dzisiejsze czasy dosyć wąska, front od strony południowej. Do tego kompletnie nieuzbrojona, w szczerym polu bez dojazdu. A nasze aspiracje dosyć wysokie. A więc: chcemy duże okna na ogród (od północy???), kochamy przestrzeń i zieleń, chcemy piwnicę (Panie, kto to dzisiaj buduje), nie chcemy gazu, chcemy płytę fundamentową a nie ławice (łojezu), chcemy dodatkowy pokój do pracy i strych wykorzystany do granic możliwości, a na nim pracownia malarska. A do tego naoglądaliśmy się "Wielkie Projekty" na domo.
"No, nie wiem, nie wiem, czy SZPA będzie chciała się podjąć" poinformowała nas bardzo miło i grzecznie pani asystentka, "Ale mogę ustalić termin." No i ustaliliśmy. Przygotowaliśmy się jeszcze lepiej, my już w głowie gotowy budynek postawiliśmy, wiemy jak będzie wyglądał, jak się wtopi w teren. No i w rozmowie ze SZPA znowu przedstawiamy nasze pomysły, inspiracje, zdjęcia i inne projekty.
SZPA się podjęła. Dostała gotowe rzuty parteru i poddasza jak i orientacyjne szkice elewacji. Powiedziała czego się nie da, co się da, czego się absolutnir nie da "bo murarz będzie pana przeklinał" i czego się nie robi (albo nie robiło przed stu laty, ale dzisiaj z pewnością się robi). Za tydzień pokaże nam poprawione rzuty. No i pokazała, poprzewracane do góry nogami... My wywróciliśmy to jeszcze raz, i jeszcze. SZPA była bardzo zdenerwowana. My też. Chyba się pukała w czoło jak wyszliśmy, ale na ulicy nie było już słychać. Byliśmy u niej znowu kilka dni później, żeby ostatecznie zatwierdzić rzuty, ale ciągle coś nie pasowało. Nam albo jej. To zmniejszyła nam kuchnię do 10 metrów (po co pani taka kuchnia?) "A po co pani takie okna? A kto to będzie pani mył? Szara stolarka? Wie pan ile to kosztuje? Taka duża łazienka?" No dobrze, z wielu rzeczy zrezygnowaliśmy. Wiadomo, że nie wszystko się da zrobić, ale odnosiliśmy wrażenie że SZPA po prostu wiele rzeczy nie chce się rozwiązać. choćby tylko z tego powodu, że są nietypowe.
Już byliśmy krótko przed tym, by rzucić wszystko w diabły i szukać kogoś innego, ale zaliczki było nam szkoda. No więc jak już wywalczyłam kuchnię, przyszła kolej na kominek.
- Nie chcę mieć kominka w przedpokoju, w strefie komunikacji!
- Ale kominek musi być centralnie.
- Ale ja chcę miły kominek!
- A kto będzie pani przy tym kominku siedział??
- My!
- Aha, no to dobrze.
No i kominek jest tam gdzie chcieliśmy, i jeszcze nie będzie okapów. Też tak chcieliśmy. SZPA wysłała nas specjalnie oglądać jeden taki dom bez okapów. Chyba miała nadzieję, że nam zbrzydnie, a my powiedzieliśmy "taki właśnie chcemy".
I po ciężkich bojach projekt jest. Trwało to trochę dłużej, ale SZPA oddała od razu wszystko do starostwa i końcem października dostaliśmy pozwolenie na budowę. Uffff.... SZPA chyba zadowolona, że ma nas z głowy.