Z motyką na słońce
Z motyką porywamy się teraz. Są ferie, u nas troszkę później i krócej, niż mają polskie dzieci. Nie mniej jednak zamierzamy ten czas maksymalnie wykorzystać.
Od naszej ostatniej wizyty działka zarosła trawą "na chłopa wysoką" jak mówi mój tata i znów musieliśmy zawołać kosiarza. Ale od czegoś trzeba było zacząć. Dzięki niezwykłemu uporowi i osobistemu czarowi Mojego Małżonka, działkę skoszono następnego dnia o siódmej rano i jeszcze tego samego dnia zajechał Pan z Koparką. I zaczął kopać!! Pierwszego dnia zebrał wierzchniówkę i usypał z niej pokaźną hałdę obok naszego zawianego garażu.
Za to drugiego dnia zaczęła się jazda. Mieliśmymieć wykop głęboki na 2,70 metra. Na 2,30 pojawiła się woda! Wieczorem szukaliśmy gorączkowo rozwiązań w internecie, ale są na tym świecie rzeczy, których się nie przeskoczy, albo są bardzo drogie :)
Telefon do inspektora pozbawił nas wszelkich wątpliwości - kopać tylko do poziomu, aż zacznie się pojawiać woda. Tak też zrobiliśmy.
Dziura po wykopaniu wyglądała strasznie. Jedno wielkie bagno niczym nie przypominające wykopu pod dom.
Następnego dnia zamówiliśmy minikoparkę na gąsienicach, żeby nam wyrównała dno. Pan z Koparką na kołach już zapadał się w grząskim błocie i nie był w stanie zostawić wykopu w idealnym stanie.
Nie pozostało nam nic innego jak na dno nawieźć grubego klińca, który wszystko utwardzi. 22 tony :) dodatkowego materiału. I tak jeszcze grunt "pływa" i chodzi się po nim niczym po torfowisku, ale za to jak pięknie wygląda ;)
Dziś przywożą drobny kliniec, który ma zablokować "pływanie". Jeszcze trzeba go będzie zagęścić i dopiero będzie można układać rury.
I tak przez niespodziewanie płytką wodę straciliśmy półtora tygodnia cennego czasu. Teraz wcale nie jest takie dziwne. że przy budowie autostrad potrafią się przeliczyć o kilka miesięcy, a nawet o cały rok...